W roku 2020 minęła 250. rocznica urodzin Ludwiga van Beethovena, który tworzył arcydzieła muzyczne pomimo coraz większych problemów ze słuchem. Głuchnący kompozytor przez kolejne lata bezskutecznie szukał sposobu, aby powrócić do świata cudownych dla niego dźwięków. Wielbiciele jego muzyki do dziś poszukują odpowiedzi na pytanie, jak ów muzyczny geniusz mógł skomponować IX Symfonię, nie słysząc brzmienia ani jednej nuty.

Obdarzony niezwykłym talentem nie akceptował ograniczeń, na jakie napotykał, tracąc słuch. Dziś trudno spekulować na temat przyczyn jego choroby, choć biografowie i kolejne pokolenia otologów i lekarzy innych specjalizacji próbują na podstawie dostępnych dokumentów diagnozować chorobę artysty. Hipotez jest sporo, przypuszczalne diagnozy obejmowały m.in.: kiłę, otosklerozę, zanik nerwu VIII, neurosarkoidozę, zapalenie błędnika, przewlekły zrostowy nieżyt ucha środkowego, chorobę kości Pageta, zapalenie ucha środkowego, zapalenie nerwu słuchowego i przewlekły niedosłuch odbiorczy, a także zatrucie ołowiem, immunopatię oraz egzaltowaną koncentrację i przemęczenie mózgowe, które wywołało przekrwienie ucha wewnętrznego i ośrodków słuchowych. Dziś medycyna najpewniej mogłaby mu pomóc, jednak ówcześni lekarzy bezskutecznie próbowali ratować jego słuch. Zdesperowany Beethoven poddawał się kolejnym zalecanym terapiom, szukając pocieszenia w muzyce. Komponowanie było dla niego rodzajem wewnętrznego przymusu. „Nie ma dla mnie większej radości jak uprawianie i pokazywanie swojej sztuki”, napisał w jednym z listów do doktora Franza Gerharda Wegelera. Ówczesna publiczność z nie mniejszą radością i podziwem odbierała jego dzieła. Uwielbienie dla Beethovena nie mogło pozostać bez wpływu na psychikę kompozytora, co w połączeniu z olbrzymim upośledzeniem słuchu, zmysłu tak ważnego dla zawodowego muzyka, stworzyło niezwykle skomplikowaną osobowość.

Ludwig van Beethoven urodził się w 1770 r. w Bonn w Nadrenii. Pochodził z muzycznej rodziny — zarówno jego dziadek, jak i ojciec byli śpiewakami na dworze arcybiskupa Kolonii w Bonn. W wieku pięciu lat Ludwig zaczął przygotowywać się do roli nadwornego muzyka, a mając 12 lat pracował już z dorosłymi i napisał trzy sonaty fortepianowe. Jako 17-latek przez chwilę terminował u Wolfganga Amadeusza Mozarta w Wiedniu, który miał zobaczyć w nim „chłopca, który niebawem zadziwi świat”. Jednak z powodu śmiertelnej choroby matki i alkoholizmu ojca musiał wrócić i utrzymywać rodzinę – miał dwóch młodszych braci, co ciekawe, nieutalentowanych muzycznie. Dorabiał, grając na altówce i organach w licznych orkiestrach. Zdobył sławę znakomitego pianisty i skomponował liczne utwory. „Miał dobry uśmiech i w rozmowie wyraz twarzy często miły i zachęcający” – tak wspomina go w tamtym czasie Ignaz Moscheles, niemiecki pianista, dyrygent i kompozytor, który był zafascynowany Beethovenem i jego twórczością.

Gdy Ludwig van Beethoven miał 28 lat, zaczęły się jego problemy ze słuchem. W październiku 1802 roku, mając zaledwie 32 lata, napisał testament, który potem przez lata ukrywał, ale zawsze miał go przy sobie. „Wy, którzy uważacie mnie za ponurego mizantropa – jakże jesteście niesprawiedliwi…” – pisał w nim. W dalszych zdaniach wyjaśniał, że głuchnie. Już wtedy nie słyszał wysokich tonów i miał w uszach bolesne szumy.

Ubytek słuchu połączony z szumami usznymi, zgodnie z powszechnym poglądem, stanowi niewątpliwą przeszkodę dla muzyka i kompozytora. Jednakże Beethoven odczuwał wyraźne złagodzenie swych dolegliwości podczas komponowania, co być może wiązało się ze zmniejszeniem nasilenia szumów usznych podczas koncentracji umysłu na twórczości muzycznej. Czy niedosłuch, a później całkowita głuchota mogły jednak wpłynąć pozytywnie na twórczość muzyczną kompozytora?

W 1792 r. ponownie znalazł się w Wiedniu, gdzie został uczniem Józefa Haydna. W odróżnieniu od wielu kompozytorów tamtego czasu nie szukał zatrudnienia na dworze, lecz działał jako wolny muzyk wspierany przez zamożnych mecenasów: ks. Lichnowskiego, ks. Lobkowitza, ks. Waldsteina i austriackiego arcyksięcia Rudolfa. Zarabiał także, publikując własne utwory, które zdobyły dużą popularność. Dzięki serii dzieł skomponowanych ok. 1800 roku, czyli dwóm pierwszym symfoniom, trzem koncertom fortepianowym, słynnym sonatom fortepianowym, m.in. Patetycznej i Księżycowej – Beethoven stał się czołowym kompozytorem młodego pokolenia.

Właśnie wtedy zaczyna się dla niego, jako muzyka, niewyobrażalny dramat – stopniowo traci słuch. Jednak Beethoven się nie poddaje. Nie zniechęca się do dalszej twórczości, choć dziś już wiemy, ile go to kosztowało. W poruszającym liście do braci, tzw. testamencie z Heiligenstadt, pisał, że chce dalej żyć dla sztuki. Zaczął głuchnąć już po pierwszych koncertach kompozytorskich. Przez wiele lat nie przyznawał się jednak nikomu, że coraz gorzej słyszy. W końcu nie mógł dłużej ukrywać tej tajemnicy. Żalił się w listach do przyjaciół. „Pędzę nędzne życie; prawie od dwóch lat unikam wszelkiego towarzystwa, bo nie mogę teraz powiedzieć ludziom: jestem głuchy. Gdybym miał jakiś inny zawód, to byłoby łatwiej, ale w moim to okropna sytuacja. Przy tym, co by powiedzieli na to moi wrogowie w teatrze, których liczba nie jest mała! Muszę być całkiem blisko orkiestry, żeby rozumieć aktorów. Nie słyszę wysokich dźwięków instrumentów, śpiewu, gdy trochę się oddalę… Niekiedy także ledwie słyszę, gdy ktoś mówi cicho, dźwięki nawet dobrze, ale słów nie; a jednak gdy ktoś krzyczy, jest mi to nieznośne…” – pisze do zaprzyjaźnionego doktora Franza G. Wegelera. Johann Nepomuk Mälzel, inny przyjaciel Beethovena, konstruktor instrumentów mechanicznych, tworzy dla niego kilka trąbek, które przystawiane do ucha mają mu pomóc w lepszym słyszeniu – obecnie można je obejrzeć w Muzeum Beethovena w Bonn.

Z doktorem Franzem G. Wegelerem wciąż pozostaje w kontakcie. W kolejnych listach do niego pisze między innymi o sposobach leczenia jego niedosłuchu. „Franz chciał nastroić z powrotem moje ciało wzmacniającymi lekarstwami, a słuch olejkiem migdałowym, a niech mu będzie na zdrowie! Nic z tego nie wynikło, mój słuch ciągle się pogarszał… Pewien lekarski sinus poradził mi wówczas zimne kąpiele, inny, rozsądniejszy – zwykłe letnie kąpiele w wodzie z Dunaju: to zdziałało cud, mój brzuch się poprawił, mój słuch pozostał, jaki był, albo się jeszcze pogorszył. (…) Vering każe mi teraz już od kilku miesięcy stosować wezykatoria na oba ramiona… Jest to w największym stopniu nieprzyjemna kuracja, bo zawsze parę dni nie mogę posługiwać się ramionami, nie mówiąc już o bólu. To prawda, nie mogę temu przeczyć, szum i brzęczenie są trochę słabsze niż dawniej, zwłaszcza w lewym uchu, od którego właściwie zaczęła się moja choroba, ale słuch na pewno nie polepszył się wcale”.

W czasie swoich fortepianowych koncertów elektryzował słuchaczy improwizacjami. W 1800 roku do uszu kompozytora docierało już tylko nieustanne brzęczenie, toteż by usłyszeć dźwięk fortepianu, tak mocno uderzał w klawisze, że zrywał w nim struny. Głuchota postępowała w zatrważającym tempie. Z początku Beethoven posługiwał się trąbką słuchową, lecz wkrótce przestała być użyteczna. Gdy w 1814 roku dyrygował swą VII Symfonię, nie słyszał jej cichych fragmentów i skończył wiele taktów przed orkiestrą. Kompozytor korzystał też z dość prymitywnego urządzenia, które usprawniało słyszenie. Był nim „hełm” umożliwiający odczuwanie drgań. Sam Beethoven tak go opisał: „Kaptur skupiał dźwięki poprzez wibracje”. By móc pracować, ciągle szukał nowych metod leczenia i rozwiązań ułatwiających słyszenie. W ostatnich latach życia artysta posługiwał się dostępnymi narzędziami, np. drewnianą pałeczką, której jeden koniec umieszczał w pudle fortepianu, a drugi między zębami. To tzw. dentafon wykorzystujący przewodnictwo kostne. Małe okrągłe naczynie wyposażano w membranę, którą łączono drutem owiniętym materiałem z kawałkiem drewna. Dźwięki wibrujące w naczyniu przechodziły przez drut, następnie przez drewniany klocek na zęby, a stamtąd przez kość trafiały do ucha środkowego. Używał tych środków, by słyszeć, kiedy komponował. Ponoć obciął nawet nogi od fortepianu i siadał na drewnianej podłodze, by lepiej odbierać wibracje.

W kolejnym liście do doktora Wegelera pisze: „Opowiada się cuda o galwanizmie; co o tym powiesz? Pewien lekarz mówił mi, że widział w Berlinie głuchonieme dziecko, które odzyskało słuch, i mężczyznę, który siedem lat był głuchy i także odzyskał słuch. (…) Gdyby nie mój słuch, to już od dawna zjeździłbym pół świata i muszę to zrobić”.

Biografowie muzyczni w twórczości kompozytorskiej Beethovena wyróżniają trzy okresy. Pierwszy, do roku 1800, w którym niedosłuch zaczął się nasilać, to muzyka wykazująca wpływy wcześniejszych kompozytorów, takich jak Mozart czy Haydn. Okres drugi, trwający do około 1815 roku, to stopniowe narastanie niedosłuchu i związane z tym zmiany osobowości, widoczne już w „testamencie z Heiligenstadt”. W okresie tym powstaje piękna „Sonata Księżycowa” oraz symfonie: III, IV, V i VI – Pastoralna. Wtedy też powstała jedyna opera Beethovena – „Fidelio”.

Okres trzeci to już całkowita głuchota, nasilanie się problemów zdrowotnych i pogarszanie stanu psychicznego, ale to również okres komponowania wspaniałej IX Symfonii i „Missa solemnis”. Olbrzymia część twórczości muzycznej, którą podziwiają miliony ludzi, powstała w umyśle człowieka, który nigdy nie usłyszał swojej muzyki, nie słyszał też braw i aplauzu publiczności, która przychodziła na jego koncerty.

I być może właśnie ten brak dopływu z zewnątrz dźwięków, które mogłyby rozpraszać kompozytora, ta przymusowa izolacja społeczna pozytywnie wpłynęła na twórczość Beethovena – stworzenie przez niego nowego stylu komponowania muzyki. Rodzi się zatem pytanie: jak postępujący niedosłuch (i szumy uszne) wpłynął na komponowanie muzyki? Otóż głuchota Beethovena nie miała większego wpływu na ilość i jakość stworzonych przez niego dzieł, ale na jego psychikę. Wybuchowy, rozdarty nieustannie między skrajnościami kompozytor nigdy się nie ożenił. Co prawda cieszył się sympatią wielu dam z towarzystwa, które jednak zgodnie z przyjętymi ówcześnie normami nie mogły sobie pozwolić na żaden poważny związek z nim – plebejuszem. On sam nie uznawał podziałów klasowych i uważał, że talent muzyczny czyni go równym arystokratom. Z czasem stał się człowiekiem przygnębionym, osamotnionym. We wspomnianym już testamencie stwierdził, że problemy ze słuchem były u niego przyczyną rozpaczy i myśli samobójczych. W tym samym dokumencie wyjaśnia, co powstrzymało go przed targnięciem się na własne życie: „Jedyna rzecz, jaka mnie powstrzymywała, to moja sztuka. Naprawdę bowiem wydawało mi się niemożliwe opuścić ten świat, zanim stworzę wszystkie dzieła, które czuję, że muszę skomponować”.

W okresie ostatnich dziesięciu lat życia kompozytora jego jedyną formą kontaktu z otoczeniem były tzw. zeszyty konwersacyjne. 400 takich „zeszytów” przeszło w ręce sekretarza kompozytora Antona Schindlera, który zniszczył 264 z nich, tłumacząc, że nie zawierały one niczego, co nie byłoby „banalne lub politycznie niepożądane”.

Ponoć tuż przed śmiercią kompozytor miał wypowiedzieć takie słowa: „W niebie będę słyszał”. Ludwig van Beethoven zmarł wieczorem 26 marca 1827 roku w wieku 57 lat na marskość wątroby. Kompozytora podczas pogrzebu odprowadzała dwudziestotysięczna rzesza wiedeńczyków (wtedy stolica Austrii liczyła 200 tysięcy mieszkańców). „Ciernie życia raniły go głęboko; i jak rozbitek z roztrzaskanego statku, który dociera do zbawczego brzegu, tak on rzucił się w twoje objęcia, o cudowna siostro dobra i prawdy, pocieszycielko w strapieniu, Sztuko, która pochodzisz z wysokości! Trwał przy tobie wiernie, i nawet gdy zawarły się wrota, przez które wstąpiłaś, przez ogłuchłe ucho przemawiałaś do tego, który więcej nie mógł cię już słyszeć (…) Artystą był, i któż stanie przy nim? Jak Behemot prący poprzez morza, tak on przekraczał granice swej sztuki. (…) Wszystko przemierzył, i pojął wszystko. Ten, który podąża za nim, nie może kroczyć dalej; musi rozpocząć od nowa, gdyż jego poprzednik zakończył tam, gdzie kończy się Sztuka” – tak w mowie pogrzebowej opisał wielkiego kompozytora Franz Grillparzer, austriacki pisarz.

Ludwiga van Beethovena już za życia okrzyknięto rewolucjonistą muzyki. W IX Symfonii – być może najważniejszym dziele w historii muzyki – kompozytor, łącząc element symfoniczny z wokalnym, wytyczył kierunek dla całego XIX w. aż po symfonie Mahlera, Szostakowicza i Pendereckiego. Jednak znaczenie i rola Beethovena wykraczają poza historię muzyki. Współcześnie jego utwory towarzyszą wielkim historycznym wydarzeniom: jego muzykę słyszeliśmy podczas upadku muru berlińskiego i połączenia Niemiec, podczas przyłączenia Hongkongu do Chińskiej Republiki Ludowej, a „Oda do radości” stała się hymnem Unii Europejskiej.